Świat według mnie - Tomasz J. Ulatowski

Kto szuka prawdy, nie powinien liczyć głosów… (Gottfried Wilhelm Leibniz)

Tło strona główna

Patrzmy na ręce politykom i bankierom!

15 czerwca br. na portalu Bankier.pl ukazały się fragmenty wywiadu, udzielonego PAP przez Martę Petka-Zagajewską z Zespołu Analiz Makroekonomicznych PKO BP, na temat inflacji bazowej w Polsce w maju 2021’ (po odcięciu tzw. cen administrowanych wyniosła ona 4,4%, czyli + 0,3% w stosunku do kwietnia).

„Ukryta nikczemność. Kto zyskuje, a kto traci na inflacji?”

W lipcu 2019r. oddałem do druku swoją książkę pt. „Ukryta nikczemność. Kto zyskuje, a kto traci na inflacji?”. Głównym wydawcą jest Polsko-Amerykańska Fundacja Edukacji i Rozwoju Ekonomicznego PAFERE. Książka stała się częścią jej projektu wydawniczego pod nazwą Biblioteka Rządzących i Rządzonych.

Inflacja nie jest żadnym „zjawiskiem” gospodarczym, ani bynajmniej „naturalną słabością” gospodarki rynkowej, którą – jak możemy usłyszeć w oficjalnych przekazach – rządy i banki centralne próbują opanować. Inflacja jest celowym i dobrze zorganizowanym procederem, którym rządzący ułatwiają sobie sprawowanie władzy.

Jesteśmy otumaniani fałszywym przekazem o tym, czym faktycznie jest zwiększanie podaży pieniądza, o rzekomych korzyściach z niego płynących. Nie jest prawdą, że powodowana nim umiarkowana inflacja na poziomie tzw. celu inflacyjnego (2-3%) jest nieszkodliwa. W każdym jej wymiarze możemy mówić jedynie o większej lub mniejszej kradzieży, która zawsze odbija się na naszych portfelach. Nie jest prawdą, że umiarkowany nadmiar pieniądza, kierowanego do gospodarki, działa na nią pobudzająco.

A pani redaktor tego nie wie…

12. stycznia br. Radio Zet wyemitowało wywiad redaktor Beaty Lubeckiej z Sebastianem Pitoniem, przywódcą „Góralskiego Veta” – protestu przedsiębiorców z Podhala. Społeczny zryw przeciwko bezprawnemu i bezsensownemu blokowaniu ludzkiej przedsiębiorczości – ludzie domagają się zdrowego rozsądku w rządzeniu! Zasiadłem więc z zaciekawieniem by posłuchać, ale zakończyłem niestety z negatywnymi emocjami. Podziwiam opanowanie i erudycję zaproszonego gościa, natomiast nie do zaakceptowania dla mnie jest „silenie się” na – modny ostatnio – styl agresywnego prowadzenia wywiadów przez gospodarzy programów. Styl, w którym zamiast dążenia do uzyskania obiektywnego przekazu dla swoich odbiorców, prowadzący za wszelką cenę stara się pokazać swoją wyższość nad bodaj każdym rozmówcą. Dobrze, jeśli faktycznie by ją posiadał, ale przy ewidentnych brakach merytorycznych i warsztatowych wygląda to żałośnie.

Inflacja to sposób okradania obywateli

Pod koniec kwietnia br. tłumaczyłem czytelnikom tygodnika „Niedziela”, czym naprawdę jest inflacja. W numerze 15-16/2020  tegoż pisma, a ściślej w jego comiesięcznym dodatku „Europa Christi” ukazał się mój artykuł, który tutaj prezentuję. Na dole pod artykułem znajdziecie link do elektronicznej wersji wspomnianego numeru tygodnika – życzę owocnej lektury… 

Okradanie inflacją

10.01 br. portal Gazeta.pl zamieścił wpis pt. „Wyższa inflacja to wyższe dochody – wiceminister finansów nie widzi powodów do zmartwień”. Autor (inicjały: RK) wyraża w nim swoje zaniepokojenie grudniowym skokiem wskaźnika wzrostu cen w Polsce do poziomu 3,4% rdr – najwyższego od ośmiu lat (w listopadzie jego wartość określano jeszcze na poziomie 2,6% rdr). Nawiązuje także do opinii wiceministra Leszka Skiby, według którego zaistniała sytuacja nie jest niepokojąca, a wręcz… bardziej pożyteczna dla budżetu.

Bierzmy się za konkrety! Krok pierwszy – dobra edukacja

My wolnościowcy – mamy z demokracją ciągły problem; jak przy jej regułach przestać przegrywać walkę o normalność z drugą częścią społeczeństwa – tą o wypaczonej socjalizmem mentalności? Możemy oczywiście „czekając na Godota” długo debatować nad tym pytaniem i dalej pięknie różnić się między sobą, bijąc pianę w ustach przy pryncypialnych sporach. Jednak – niezależnie od wszystkiego – może warto byłoby w międzyczasie zrobić też kilka małych acz konkretnych kroków w tzw. pracy u podstaw – tej nad świadomością bliźnich omamianych państwowym rozdawnictwem. Bo może nieprawdą jest, że wszyscy „z tamtej strony mocy” są definitywnie zdemoralizowani, oporni, niereformowalni i przez to całkowicie dla nas straceni?

Spotkanie ze Stefanem Oleszczukiem, legendarnym burmistrzem z Kamienia Pomorskiego

7 września br. na moje zaproszenie przybył do Ciechanowa Stefan Oleszczuk – obecnie prezes Stowarzyszenia „Wolni Obywatele”, postać popularna w latach 90-tych jako niezwykle skuteczny burmistrz Kamienia Pomorskiego (1990-1994). Pokazał wówczas – w trudnych warunkach początków transformacji ustrojowej i powszechnych przyzwyczajeń do państwa opiekuńczego – że można na szczeblu gminy skutecznie wdrożyć gospodarkę wolnorynkową. Więcej pisałem o jego osobie i dokonaniach w poprzednim artykule tutaj. Tymczasem zamieszczam ukończoną aktualnie relację filmową ze spotkania dyskusyjnego, jakie odbyło się tego wieczoru z udziałem mojego gościa w siedzibie Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej. Zorganizowane pod egidą Ciechanowskiego Klubu Tygodnika „Najwyższy Czas!” oraz Stowarzyszenia „Wolni Obywatele” (stanowiło zarazem inaugurację Oddziału „Wolnych Obywateli” w Ciechanowie). Temat spotkania – „Czy potrzebna nam reforma samorządowa – o co chodzi Wolnym Obywatelom?..”

Był sobie Burmistrz…

Generalnie model funkcjonowania państwa i społeczeństwa w większości krajów wygląda następująco; władza ściąga znaczną część środków od społeczeństwa w postaci różnie nazwanych danin, a następnie decyduje na co je przeznaczy. Bo podobno to władza wie najlepiej, co obywatelom jest potrzebne i przez swoich funkcjonariuszy wytycza jedynie słuszne kierunki rozwoju. W związku z tym większość prawa jest tworzona „na górze”, a następnie podawana do wykonania „dołom”. Taki system jest uważany za… normalny. Jedynie nieliczne kraje postanowiły być „nienormalne” i ów model odwrócić – umożliwiając realne bezpośrednie wpływanie na większość prawa zwykłym ludziom z gmin oraz regionów i pozostawiając środki przede wszystkim w rękach tych, którzy je wypracowali – w myśl zasady, że to ludzie „na dole” sami wiedzą, co jest najpotrzebniejsze im i obok nich.

W dupie z taką demokracją!

Moje doświadczenie życiowe każe mi z przymrużeniem oka traktować to coś, co zwykliśmy definiować jako… „demokrację”. Podpowiada mi, że jest to przede wszystkim postać chwytliwego pustosłowia w propagandzie zwalczających się stronnictw. Wzajemne oskarżenia o brak poszanowania dla „demokracji” są zazwyczaj lekką bronią na pierwsze starcie z politycznym przeciwnikiem, dopóki nie pojawi się jakiś konkret – coś ekstra z czarnej teczki albo z samego dna ciemnej szafy. Cała troska polityków „o władzę ludu” szybko się kończy z chwilą osiągnięcia upatrzonych korzyści i przewagi nad ludem. Demokratyczne rozstrzygnięcia, czyli zgodne z wolą większości – jak już wcześniej pisałem – w swojej nieskażonej formie mogą w praktyce funkcjonować najwyżej w drobnych lokalnych sprawach – te o większej skali automatycznie stają się przedmiotem różnych odgórnych chwytów socjotechnicznych. Proszę w tym miejscu nie posądzać mnie o jakąś pretensję lub żal, bo nigdy w tej kwestii nie miałem złudzeń ani wygórowanych oczekiwań – po prostu według mnie właśnie taka jest specyfika „demokracji” i tyle.

Hidżra i dżizja

 

O muzułmańskich imigrantach powiedziano, napisano i pokazano już wiele. Dlatego niejako bez wstępu – jak to zwykle opisującego genezę, skalę i oblicza całego zjawiska – od razu przechodzę do rzeczy. Interesującym się tym problemem, dla dopełnienia obrazu, pragnę zwrócić uwagę na – jak sądzę mniej znane – kwestie. Są to dwa pojęcia, mocno zakorzenione w świadomości wędrującego ku nam ludu i z pewnością determinujące możliwe w przyszłości postawy i zachowania – „hidżra” i „dżizja”.

Strona 2 z 8

Oparte na WordPress & Theme by Anders Norén