Wadi Ramm w południowej Jordanii, jest pustynią zupełnie inną niż te, które dotychczas mogłem oglądać. W Maroku, Tunezji, Egipcie – zwykle były to olbrzymie, piaszczyste przestrzenie – płaskie, albo pofałdowane wydmami.
Tutaj jest zupełnie inaczej. Teren gęsto usiany gigantycznymi skalnymi ostańcami o stromych ścianach, wysokimi przeciętnie na kilkaset metrów. Krajobraz trochę przypomina – znaną choćby z westernów – Monument Valley w Utah. Jednak formacje skalne na Wadi Ramm, też podobne do gigantycznych kamiennych stołów, nie są aż tak odległe od siebie. Tworzą w wielu miejscach cieniste kaniony.
Pomiędzy skałami wiją się połacie czerwonych piasków. Odcienie tej czerwieni wspaniale licują z pistacjową barwą, widocznych tu i ówdzie, skąpych zarośli. Najlepszą porą na rekonesans po tym „cudzie natury” jest wczesny świt lub popołudnie. Słońce nie jest wtedy natarczywe, a jego promienie wydobywają całą gamę kolorów i kontrastów.
Urzeka również cisza tego miejsca, kojąca i skłaniająca do refleksji.
Miesiąc: sierpień 2008
Moja przygoda z Syrią została zaplanowana jako niespełna trzydniowy przerywnik w podróży po Jordanii. Jeszcze tego samego dnia rano zwiedzaliśmy Gerazę (Jerash) – ruiny antycznego miasta nieopodal Ammanu, potem parogodzinna podróż z postojem na granicy jordańsko-syryjskiej i dopiero w godzinach popołudniowych docieramy do Bosry, położonej 150 km od Damaszku.
Busra asz-Szam – tak brzmi po syryjsku nazwa tego miasta. Jest obok Palmiry i Damaszku jednym z najczęstszych celów turystycznych wędrówek. Słynie z bardzo dobrze zachowanych pozostałości starożytnego grodu rzymskiego, sięgających I. wieku p.n.e.