Kto szuka prawdy, nie powinien liczyć głosów… (Gottfried Wilhelm Leibniz)

Rozmyślając nad „Myśleniem o wolności”

Przeczytałem i klasnąłem w dłonie. Z radości – bo miło jest spotkać kogoś, kto myśli podobnie, a na dodatek – odważnie o tym pisze. Chodzi o artykuł mojego – że tak powiem – „kolegi po piórze” na łamach Tygodnika Ilustrowanego (nr 10/2017) – pana Ryszarda Małowieckiego, pt. „Myślenie o wolności”. Pozwolę sobie zacytować z fragmentu dotyczącego demonstracji zbiorowych; „Kiedyś żądano demokracji, co było pewnym dziwactwem, albowiem demokracja nie istnieje i jak można bronić czegoś, czego nie ma i nie było? Obecnie znaleziono nie mniej ciekawe hasło – wolność. Nie wyjaśniono tylko, czy chodziło o zachowanie wolności, jej obronę, czy też przywrócenie? Każdemu się wydaje, że wolność to coś wspaniałego, podniosłego i godnego najwyższego uznania. (…) Z „Małego Słownika Języka Polskiego” dowiadujemy się, że wolność to niezależność, niepodległość, swoboda, samodzielność. Ciekawostką jest, że słownik stwierdza, iż „wolność” nie ma liczby mnogiej, a tymczasem wymienia wolność osobistą, narodową i sumienia. Dokładnie tak samo jest z demokracją, której nie ma, ale już realnie istnieje, jeśli doda się drugie słowo – np. demokracja parlamentarna”.

Co do demokracji…

          Co do demokracji to z panem Ryszardem różnimy się w jednym – ja nie twierdzę, że jej w ogóle nie ma. Twierdzę, że funkcjonuje, ale w wymiarze zaledwie fragmentarycznym w stosunku do tego, co jej naprzypisywano. Jest tylko takim samym narzędziem, jak scyzoryk, korkociąg, klucz, albo papier toaletowy. I tak ją należy traktować – bez złudnej nadziei na coś więcej! Demokracja to w zasadzie wyłącznie „czynność przegłosowania czegoś”, gdy nie da rady inaczej. Działa jedynie na poziomie lokalnym w bardzo małych społecznościach np. uczciwie i skutecznie możemy przegłosować z sąsiadami, czy będziemy robić przekop wzdłuż czy w poprzek wspólnego terenu, albo czy za „składkowe” kupimy pani Jadzi kwiatki czy sobie wódkę.
       Nawet w tym aspekcie czysto technicznym demokracja staje się coraz bardziej iluzoryczna, z im wyżej usytuowaną, liczebniejszą i bardziej sformalizowaną strukturą będziemy mieli do czynienia. Zwłaszcza – gdy w grę wchodziłyby stanowiska i apanaże lub mogłyby ucierpieć interesy sprzymierzonych grup – pojawi się wyborcza manipulacja. Przybierze ona formy od najprostszych i bezczelnych np. narzucanie jawności głosowania w sprawach personalnych („kto jest przeciwko kochanemu prezesowi Ochódzkiemu, niech się pokaże”), aż po kupowanie głosów i sondaży. Zwłaszcza w przypadku tych ostatnich – któż z Państwa nie widział zupełnie sprzecznych wyników badań z różnych pracowni? Wyniki wyborów parlamentarnych i prezydenckich byłyby o wiele ciekawsze, gdyby przez cały okres kampanii obowiązywał zakaz upubliczniania sondaży poparcia – tylko do użytku wewnętrznego organizacji! Póki co – przy formowaniu kolejnego składu parlamentu mamy do czynienia co najwyżej z „mediokracją”. Wystarczy, że najsilniejsze stacje telewizyjne odpowiednio wcześnie wskażą „liczących się” i „nieliczących” kandydatów, a wszystkie późniejsze – nawet rzetelne – analizy opinii i wyniki wyborów ułożą się według pożądanego scenariusza. Nie potrzeba fałszować przy urnach!

 Z demokracji uczyniono fetysz, przypisując jej na wyrost wiele wykluczających się pojęć. Wtopiono w nią wolność i równość – w akcie głosowania każdy podobno jest równy, prawo uczestniczenia w nim ma być jednym z przejawów wolności, zaś demokracja ma tę wolność zabezpieczać. W praktyce, pomijając manipulacje, nikt nie przejmuje się oczekiwaniami i prawami przegranej mniejszości, która tym sposobem już ani „wolna”, ani „równa” nie jest.

A teraz właśnie o wolności…

           Wikipedia podaje, że jest to „brak przymusu, sytuacja, w której można dokonywać wyborów spośród wszystkich dostępnych opcji”.  No więc rzecz będzie się rozbijać o ową „dostępność opcji”. Jeżeli będzie ich zbyt mało, możemy – cytując Jakuba Bożydara Wiśniewskiego – jedynie wmawiać sobie, niczym niewolnik doskonały, że „wolność to możliwość zarządzania własną klatką”.  Z drugiej strony – czy mamy prawo powiedzieć, że wolność nie istnieje, skoro istnieją jakiekolwiek ograniczenia? Takie stwierdzenie jest wysoce niebezpieczne. Wyobraźmy sobie społeczeństwo, które w coś takiego uwierzyło i swoboda stała się mu obojętna, a obok – szczwanego okupanta, zamierzającego ukręcić na tym swoje lody…
                   Zgodzę się, że oczekiwania w stosunku do wolności są – podobnie do demokracji – przesadzone. Jednak w przypadku drugiej – niepomiernie bardziej.
                  Czy wolność ma oznaczać robienie absolutnie wszystkiego, co się chce? W filozofii mówienie o niej zakłada jednocześnie istnienie czegoś, co potrafi podejmować decyzje. Duszy, umysłu? Filozofia podkreśla w wielu miejscach, że wolność jest przeciwieństwem ignorancji i ulegania namiętnościom. Kartezjusz twierdził, iż stanowi ona podstawową rację szacunku dla samego siebie, jest źródłem godności ludzkiej. Według Epikteta ten, kto rozpoznaje granicę własnego i cudzego oraz troszczy się o dobra wewnętrzne, niczego nie uczyni wbrew własnej woli, a w konsekwencji będzie człowiekiem w pełni wolnym i osiągnie spokój ducha.
             Z kolei w wielu religiach uważa się, że człowiek został obdarzony wolną wolą, a dzięki niej możliwa jest moralność. Wyborów moralnych dokonuje się dobrowolnie, a nie z przymusu. Wolność i moralność są do pogodzenia. Są wręcz konieczne, aby uczciwe i godnie przejść przez życie, mając nadzieję na zbawienie.
              Św. Tomasz z Akwinu dodaje, że Boża wszechwiedza nie stoi w sprzeczności z darem wolnej woli. Jego zdaniem Bóg zna przyszłość świata w generalnym zarysie (tzw. „plan Boży” co do losów świata). Zostawia jednak pewien obszar wolności i przypadkowości co do życiorysów poszczególnych ludzi, pozwala wybierać między dobrem a złem. Przykazania Boskie są wskazówkami na drodze, jak uniknąć zła. Chrystus mówi przez Ewangelię Św. Jana (J 8,34), że kto popełnia grzech, staje się grzechu niewolnikiem. Warto przytoczyć parę cytatów z Katechizmu Kościoła Katolickiego: „Bóg zechciał człowieka pozostawić w ręku rady jego, żeby Stworzyciela swego szukał z własnej ochoty i Jego się trzymając, dobrowolnie dochodził do pełnej i błogosławionej doskonałości”(1730); „Wolność wypełnia się w relacjach międzyludzkich. Każda osoba ludzka, stworzona na obraz Boży, ma prawo naturalne, by była uznana za istotę wolną i odpowiedzialną. Wszyscy są zobowiązani do szacunku wobec każdego. Prawo do korzystania z wolności jest nieodłącznym wymogiem godności osoby ludzkiej, zwłaszcza w dziedzinie moralności i religii” (1738).
           Idea libertariańska, głosząca, że jedyną granicą wolności człowieka jest prawo do takiej samej ze strony drugiego – jak najbardziej się w to wpisuje. Należy dążyć tylko, aby prawo stanowione jak najbliżej trzymało się powyższych reguł. Wolność zatem istnieje i może mieć swój wymiar. Warto jej strzec i choć zabrzmi to paradoksalnie – warto nawet dla niej zginąć.

Tomasz J.Ulatowski, czerwiec 2017

Artykuł został opublikowany w nr 11/2017 Tygodnika Ilustrowanego oraz na portalu NEon24.pl

Poprzedni

Najnikczemniejszy z podatków 

Następne

Hidżra i dżizja

1 komentarz

  1. Wolność jest emocjonalną oceną możliwości wyboru w ramach spójności jaką jest cywilizacja, którą akceptujemy.
    Dlatego to, co dla jednego jest wolnością, dla innego, akceptującego odmienne wartości, będzie zniewoleniem.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Oparte na WordPress & Theme by Anders Norén