Od lat mówi się o potrzebie gruntownej reformy obecnego systemu podatkowego. Przez wiele środowisk ekonomicznych – w tym przedsiębiorców oraz przez większość zwykłych ludzi – jest on uważany za skomplikowany, wymagający permanentnego angażowania kadr z odpowiednim wykształceniem z zakresu rachunkowości, a na dodatek niestabilny, uznaniowy i kosztowny.
Jak słusznie zauważył, żyjący na przełomie XVIII i XIX. wieku, wybitny myśliciel Jean-Baptiste Say – „nie ma dobrych podatków – są jedynie bardziej lub mniej złe”. Jednak te szczególnie źle obmyślane nie tylko nie przysparzają pieniędzy państwowej kasie, ale także hamują rozwój gospodarki i niepotrzebnie utrudniają życie obywatelom.
Przygotowany nowy system podatkowy dla Polski, zawierający wreszcie oczekiwane zmiany, ma osiągnąć następujące cele:
1) ożywienie gospodarcze,
2) możliwie najdalej posunięte uproszczenie rozliczania zobowiązań podatkowych bez uszczuplania dotychczasowych wpływów do budżetu państwa,
3) obniżenie kosztów funkcjonowania fiskusa (dotychczasowa różnorodność podatków, ich stawek, ulg i odliczeń pociągała za sobą konieczność ciągłej rozbudowy aparatu kontroli i egzekwowania danin),
4) urealnienie uczestnictwa dużych podmiotów w płaceniu podatków (aktualnie przeszło 60 % takich firm wykazuje straty i w ten sposób unika płacenia CIT-u, niemała część ma także swoje centrale zarejestrowane poza granicami kraju, wpływy z CIT stanowią zaledwie ok. 5% dochodów budżetowych),
5) uwolnienie przeciętnego obywatela od nadmiernej i często absurdalnej inwigilacji jego aktywności osobistej ze strony ZUS-u i kontroli skarbowej.
Bez PIT-u i CIT-u…
Najistotniejszą zmianą w nowym systemie jest całkowita likwidacja podatków dochodowych – PIT-u i CIT-u. Podatki te, relatywnie najbardziej kosztowne w ściąganiu, w istocie nie mają ekonomicznego uzasadnienia. CIT, obejmujący firmy mające osobowość prawną, absorbuje uwagę przedsiębiorców na oficjalnym wykazywaniu strat, pozwalających uniknąć jego płacenia. A przecież w biznesie naturalne powinno być dążenie do wyeksponowania osobistego sukcesu oraz skoncentorwanie na merytorycznej stronie działalności.
Z kolei podatek dochodowy od osób fizycznych (PIT) – zwłaszcza w swej progresywnej postaci – jest swoistym „karaniem” za aktywność zawodową (więcej pracując – więcej oddasz państwu!). Jak podają badania, istnieje bezpośredni związek pomiędzy opodatkowaniem pracy ludzi młodych a późnym zakładaniem rodzin i spadkiem dzietności w kraju. Wydaje się, że PIT najlepiej służy jedynie politykom w kampaniach wyborczych, dając możliwość manipulowania obietnicami ulg, wyższych „progów” i niższych stawek – swego rodzaju szantażu społecznego.
Będzie prościej…
Po planowanych zmianach firmy prowadzące pełną rachunkowość będą opłacały:
1-procentowy podatek od przychodu (Tyle dotychczas maksymalnie stanowiły efektywne wpłaty CIT w stosunku do przychodów tych firm, latami ukrywających faktyczny dochód. Podatek przychodowy jest natomiast łatwiejszy zarówno do ściągnięcia, jak też do rozliczenia),
podatek od wartości posiadanego kapitału w stawce 2 promile miesięcznie (2,4 % rocznie),
VAT na zasadach ogólnych, lecz w jednolitej stawce 20% dla wszystkich towarów i usług (Obniżona, lecz zarazem ujednolicona stawka nie tylko ożywi zbyt produktów, ale pozwoli także utrzymać dotychczasowe wpływy do budżetu, rekompensując przy okazji proponowane obniżenie obciążeń pracy).
Firmy mniejsze, nieposiadające osobowości prawnej, zostaną objęte VAT-em zryczałtowanym, w jednakowej dla wszystkich kwocie 900 zł miesięcznie, lecz bez możliwości odliczeń tego podatku za poczynione zakupy – w przeciwieństwie do opisanych wyżej spółek kapitałowych. W zamian jednak zastąpi on obecne daniny na ubezpieczenie społeczne właścicieli firm oraz wykluczy uciążliwe prowadzenie jakichkolwiek ewidencji podatkowych. Czyli „zero” żmudnych wyliczeń i „papierologii”, „zero” ZUS-u – jeden ryczałt praktycznie załatwia wszystko i zostawia więcej czasu dla firmy. Czyli VAT, PIT i ZUS – trzy w jednym
Wolni od „zusów, krusów i skarbówki”..
Wszystkie przedsiębiorstwa zatrudniające pracowników, bez względu na swoją formę prawną, będą odprowadzały 25-procentowy podatek od ogólnej sumy wypłat (podatek od Funduszu Wynagrodzeń), zamiast dotychczasowego rozliczania list płac z PIT-u i ubezpieczenia dla każdego zatrudnionego oddzielnie. Dzięki temu osoby świadczące pracę będą od tej pory niemal anonimowe dla fiskusa. Wiąże się to m.in. z wprowadzeniem jednolitej „emerytury obywatelskiej”, finansowanej wprost z budżetu państwa bez dzielenia ludzi na „tych na krusie i tych na zusie”. Podobny system, zwany zaopatrzeniowym, od dawna działa z powodzeniem w Danii i Kanadzie, a szczątkowo także u nas w stosunku do sędziów, prokuratorów i mundurowych.
Akcyza pozostanie na dotychczasowych zasadach, jednak ze zrównanymi stawkami na towary o podobnych właściwościach.
Pozostaje już tylko ujawnić, od kiedy ów system wchodzi w życie. Ups… w tym momencie dotarło do mnie, że zapomniałem na początku podać, kto jest jego autorem. Nie jest to bynajmniej żaden spóźniony żart prima-aprilisowy. Nieprawdą jest tylko, iż system jest „nowy”, bo został opracowany przez ekspertów Centrum im. Adama Smitha w Warszawie już w 1996 roku, a od tamtego czasu zaledwie nieznacznie aktualizowany. Mimo, iż niewątpliwie jest w stanie dać gospodarce potężny impuls pro-rozwojowy, w znacznym stopniu odbiurokratyzować ją, przyspieszyć zbilansowanie budżetu i zmniejszyć potrzeby pożyczkowe państwa – niestety nie wzbudził większego zainteresowania żadnej z kolejnych ekip sprawujących władzę, a przecież ciągle obiecujących zmiany. Jak twierdzi prezydent C.A.S. – prof. Robert Gwiazdowski – na przeszkodzie stoi głównie brak wyobraźni i sztywny schemat myślenia decydentów, że zastany system podatkowy musi być taki, jaki jest.
Tomasz J. Ulatowski, kwiecień 2015
Dodaj komentarz